Minęła kolejna Gwiazdka i misia nadal nikt nie kupował, aż pewnego dnia do sklepu weszła mała, może sześcioletnia dziewczynka.
Miała na nosie ciemne okulary, chociaż tego dnia wcale nie było słońca, a w rączce białą, plastikową laseczkę, chociaż wcale nie była staruszką.
Weszła do sklepu ze swoja mamą. Poprosiły o misie.
Dziewczynka była niewidoma.
Nic nie widziała.
Nie znała kolorów, ani nigdy nie widziała tęczy, nie umiała sobie wyobrazić lecących w powietrzu ptaków, ale za to wszystko umiała zobaczyć rączkami.
Wzięła do ręki najpierw bielusieńkiego misia. Najładniejszego ze wszystkich. Pomacała jego odstające uszka, dotknęła do łebka... i wzięła następnego, szarego.
Ten też nie przypadł jej do gustu, bo miał troszkę ostre zakończenia łapek.